- Mistrz Gry: Niedźwiedź
- System: CP 2020
- Tytuł: Traktat o manekinach
- Czy przyjazne dla początkujących: Tak, ale przyda się jednak odrobina doświadczenia
- Oczekiwana wiedza graczy: Podstawowa znajomość systemu, Podstawowa wiedza o settingu, Przeczytanie udostępnionych w opisie sesji materiałów
- Wymagana znajomość angielskiego: Podstawowa – kilka prostych pojęć
- Ograniczenie wiekowe: 18+
- Liczba graczy: 2 – 4
- Czas trwania sesji: 6
- Triggery: Przemoc, sex, używki
- Sesja przyjazna dla osób z lekką niepełnosprawnością intelektualną: Nie
- Źródło grafiki: https://www.instagram.com/mad.dog.jones/
Opis sesji:
Andre Phillips zamówił kolejną whisky. Nie fluo-shota, nie syntetyczne wino albo któryś z tych modnych stym-drugów, które wdychasz przez dwie sekundy i odlatujesz. Nieco staromodnie, poprosił barmana o kolejkę szkockiej. Z jedną kostką lodu.
Trochę tak jak w 2012 w Kabulu, gdzie relacjonował kolejny etap wojny dla CNN. Albo jak w tym hotelu w Limie, gdzie z bandą podobnych sobie samotnych wilków dziennikarstwa relacjonował konflikt pomiędzy miejscowymi a Zetatechem, który postanowił postawić nową fabrykę na ich polach. To był inny świat. Świat, do którego pasowała szkocka z jedną kostką lodu.
-Może i ja już trochę nie pasuję do tego świata- pomyślał cierpko. Pił trzeci dzień, ale to nie to było powodem, że czuł się jak wyżęta ścierka. Kolejne whisky łagodziły uczucie porzucenia. Czuł się jak te wieloryby, o których kiedyś czytał w podstawówce- podobno czasem podpływały zbyt blisko brzegu i prądy morskie wyrzucały je na plaże. Teraz wyrzucają tylko zagubione kontenery.
Andre był tam, gdy ludzie Petrochemu zbombardowali CEO SovOilu w walce o morze Południowochińskie. Gdy w 2017 Eurotech próbował wyrwać dla siebie trochę wpływów w, zasobnym w OZE, rejonie Wenezueli był tak blisko jak się da. Do dziś pamięta niewzruszony wyraz twarzy pilota, który sadzał swoją, uzbrojoną po zęby, AV-kę na głowach protestującego tłumu, krzyki miażdżonych i palonych żywcem przez strumienie wylotowe ludzi, swąd ciała płonącego niczym pochodnia. Andre był tak blisko, że do dziś ma ślady po oparzeniach a widzowie mogli zobaczyć każdą rysę na kadłubie pojazdu.
A potem po prostu go porzucili. Żołnierze mogli przynajmniej liczyć na wsparcie, psychologów, odprawy. Spotykali się w klubach dla weteranów, koledzy załatwiali im pracę w ochronie gwiazdek sym-stymu czy choćby klubów nocnych. On pozostał sam. Bez pracy, bez rodziny, z ciągle kurczącymi się oszczędnościami i bez pomysłu co dalej.
-Tylko ja i Johnny- pomyślał patrząc jak barman odkłada na półkę kwadratową butelkę szkockiej.
-Pan Phillips jak sądze?- miękki głos nie pasował do tego miejsca, pełnego ludzi, którym w życiu pozostało już tylko sprawdzić ile zdążą wypić. Właściciel głosu również wydał się oderwany od obskurnej rzeczywistości baru. Jego czarny płaszcz był chyba modny sto lat temu. Wystawała spod niego biała koszula z klubowym kołnierzykiem i wąskim, czerwonym krawatem. Na głowie miał melonik zaopatrzony w holoprojektor, który generował, zasłaniający twarz, obraz zielonego jabłka.
-Może mi pan mówić Manuel- powiedział wyciągając rękę- mój mocodawca, który chciałby pozostać anonimowy, ma dla pana ciekawą propozycję. Wierzymy, że pana umiejętności pozwolą nam na rozwiązanie pewnej zagadki.